czwartek, 19 stycznia 2012

For the love of God!

                                                 D.Hirst, The Physical Impossibility of Death in the Mind of Someone Living

        Na kolejnych wystawach Damien Hirst prezentował powiększone pod mikroskopem komórki nowotworowe oraz zestawy narzędzi chirurgicznych. Świetnie też sprzedał się cykl z kolorowymi tabletkami w gablotach. Zatem doskonale wpasował się w ponowoczesną kulturę z jej obsesyjnym nadużywaniem parafarmaceutyków i środków nasennych. Przerobiwszy swoją instalację z tabletek na bransoletki, uczynił z nich towar, który sprzedaje w swoim sklepie w Londynie. Inna jego praca przedstawiała setki much w szklanej skrzyni, ich krótki żywot, a następnie rozkład. Hirst sięgając po elementy turpistyczne z chirurgiczną precyzją celował w odbiorców swoimi dziełami. Doskonale przemyślane instalacje, nieustanne odwoływanie się do śmierci, rozkładu, brzydoty i procesów fizjologicznych okazało się strzałem w dziesiątkę. O takich pracach się mówi, a jak powszechnie wiadomo, „nieważne jak mówią, ważne byleby mówili”. Jak widać Hirst wziął sobie tę radę do serca, a raczej rozumu.

Medialny rozgłos Hirsta docenili specjaliści z art – bankingu, na co dzień zajmujący się profesjonalnym doradztwem w zakresie kolekcjonowania dzieł sztuki. W Polsce dyrektorem najprężniej rozwijającej się firmy z zakresu art – bankingu jest Krzysztof Maruszewski, który mówiąc o londyńskiej aukcji Hirsta, stwierdza: Jest to jedna z najciekawszych aukcji jakie można było obserwować w ostatnich latach, gdyż w dużej części stanowiła ona test strategii artystycznej Hirsta, który sprzedaż sztuki podpisanej własnym nazwiskiem potraktował jako szeroki artystowski gest, biorąc w nawias intencje kupujących i sam proces handlu sztuką. Podobnie jak wiele lat temu Andy Warhol, pokazał że sztuka nie do końca poddaje się prawom podaży i popytu ale z nich potrafi uczynić swoje tworzywo . Mowa o licytacji całej wystawy, zatytułowanej „Piękno w mojej głowie na zawsze”, która odbyła się 16 września 2008 roku.  Na dwudniowej licytacji pod młotek poszły 223 nowe dzieła artysty Damiena Hirsta. Pierwszy dzień przyniósł 80 milionów euro. W połowie drugiego dnia przychód osiągnął sumę 118,8 milionów euroi zakończył się niebotyczną kwotą 140 milionów euro. Prezentowane na aukcji były całe serie wypchanych zwierząt, szkielety wysadzane diamentami (zarówno sztucznymi jak i prawdziwymi), a najwyższą cenę uzyskał eksponat „Złoty cielec” – zatopiony w formalnie sprzedał się za ponad 10 mln funtów. Cała licytacja zakończona została słowami artysty:
„I think the market is bigger than anyone knows, I love art and this proves I'm not alone and the future looks great for everyone“.
Najdroższym dziełem w dziejach historii sztuki była słynna czaszka wysadzana diamentami. Została sprzedana za około 100 mln dolarów. Artysta  przez półtora roku systematycznie skupował u jubilerów tysiące szlachetnych kamieni potrzebnych do ukończenia rzeźby. Zużył na nią ponad 8600 diamentów. Swoją pracę zatytułował "Na miłość boską" ("For the Love of God"), przytaczając fragment rozmowy ze swoją matką i jej pytanie po jednej z jego wystaw: „Na miłość boską, co zrobisz następnym razem?!”. Inspiracją dla Hirsta był jeden z eksponatów londyńskiego British Museum - aztecka czaszka inkrustowanej turkusami. Wszystkie kamienie, którymi wysadzono czaszkę, maja razem 1106 karatów. Jej ozdobą jest unikalny 52-karatowy różowy diament. Sam Hirst chlubi się tym, że diamenty znajdowały się nawet w nosie. Żeby zobaczyć ten eksponat tłumy ludzi ustawiały się w kolejkach do prywatnej londyńskiej galerii White Cube. Sama czaszka podzieliła krytyków stąd przeciwne komentarze: "przenikliwe połączenie problematyki funeralnej z mechanizmami współczesnej kultury", po: "kpina i bezczelność". Rekordowa cena dzieła sprawiła, że Hirst był tematem nr 1 dla mediów, nawet tabloidów. W prestiżowym dorocznym rankingu „Art. Review” na najbardziej wpływową postać światowego rynku sztuki, Damien Hirst bezapelacyjnie zajął pierwsze miejsce. Pojawiły się spekulacje, że czaszka zostanie wpisana do księgi rekordów Guinnessa – co tylko potwierdza teorię, jakoby sam artysta uprawiał sport, a nie sztukę.

Na rodzimym gruncie problematykę utowarowienia sztuki przedstawił Peter Fuss znany ze swoich, często wywołujących dyskusje, prac. Celem uświadomienia, że prace Hirsta są przeszacowane, stworzył własną kopię słynnej czaszki, tytułując ją ironicznie „For the laugh of God” i usuwając z niej jeden ząb, co oczywiście bardzo rzuca się w oczy. Całość została wykonana z cyrkonii, co znacznie obniżyło cenę dzieła. Jak się okazało – sprzedały się wszystkie kopie i tym samym Fuss po raz kolejny udowodnił, że sztuka może kpić ze sztuki. Bo czym tak naprawdę różnią się obie czaszki wykonane przez Hirsta i Fussa? Nie chodzi o materiał z którego została wykonana, ale o renomę i zasięg nazwiska jej autora. Dochodzi do potwierdzenia Baudrillardowskiej tezy o tym, że „stajemy się biernymi ekranami dla chaosu wrażeń”. Przedmiotem krytyki stał się rynek sztuki pokazany jako świetne miejsce do stosowania rozmaitych manipulacji.

Jednakże nie wszyscy uwielbiają Hirsta, czego dowodem mają być protesty stuckistów, którzy swój ruch tworzą w opozycji do konceptualnej sztuki Hirsta,  czy innych artystów wywodzących się z ruchu YBA. - To oczywiste, że świat sztuki kompletnie zwariował, jeśli kupuje się prace Hirsta za takie pieniądze - mówi jeden ze współzałożycieli ruchu Charles Thomson . Sam autor jest z siebie zadowolony, nie umyka nam fakt, że prócz ogromnych pieniędzy i rozgłosu, udało mu się stworzyć dzieło łączące przeciwieństwa – kicz oraz wyjątkowość. Istnieje tylko niewielka liczba osób na Ziemi, mogąca sobie pozwolić na kupno tegoż eksponatu. Z drugiej strony samo dzieło ma wymiar uniwersalny, czaszka jest co prawda pokryta diamentami, jednakże pod nimi znajduje się prawdziwa ludzka czaszka, należąca jak twierdzi Hirst do człowieka z XVII wieku, z pochodzenia Europejczyka.

 Londyński sklep funkcjonuje pod szyldem Other Criteria, podobnie jak cała firma. Wewnątrz można nabyć pocztówki, T-shirty, tapety i plakaty z pracami Hirsta. Dodatkową atrakcją jest „Happy Head” – plastikowa replika słynnej czaszki, którą można kupić za 25 tysięcy dolarów, cztery sprzedane czaszki stanowią równowartość rocznego czynszu za sklep. Co nieco zaskakuje, sam artysta postanowił promować swoich młodszych kolegów po fachu i umożliwił im sprzedaż własnych prac w jego sklepie. Do grona szczęśliwców zaliczają się między innymi: Thomasa Scheibitz, Matt Collishaw oraz Michael Joo. Obok sklepu funkcjonowała restauracja o nazwie „Apteka”. Wszystkie te działania mają na celu ukazanie głębokości utowarowienia sztuki i tym samym artysty.

       Kolejnym posunięciem handlowym Hirsta była kolekcja jeansów zaprojektowana specjalnie dla firmy Levi’s. Sam Hirst zgłosił się do Levis’a zainteresowany linią Warhol Factory X Levi's, proponując stworzenie własnej linii sygnowanej nazwiskiem. Sama kolekcja jak wynika ze strony firmy kolekcja jest „inspirowana kluczowymi tematami dorobku artystycznego Damiena Hirsta”.   W całej kolekcji logo Levi’s eksponowane jest w formie wielobarwnych kropek przypominających witraże. Najlepszą rekomendacją zachęcającą do zakupu są cytowane słowa Hirsta opisujące sytuację, w której ten chcąc podpisać komuś zaprojektowany przez siebie T-shirt, dostał odpowiedź negatywną, bowiem ten ktoś nie uwierzył, że stoi przed nim sam Damien Hirst – wobec czego podpis złożony na tej koszulce byłby swego rodzaju profanacją.
To nie koniec dotychczasowych działań kreatywnego artysty, bowiem pod koniec 2008 roku ukazało się video zespołu The Hours, którego autorem jest właśnie Damien Hirst. W połowie clipu prezentowane są rozpłatane ciała zwierząt, przymocowane do ściany na wzór Jezusa przybitego do krzyża. Fragment ten, chociaż obrazoburczy, jest kolejnym potwierdzeniem strategii Damiena Hirsta, czyli jak najwięcej szokować, zdobywając tym samym jak najszerszy rozgłos.
Sam Hirst, już jako multimilioner, kolekcjonuje dzieła innych znanych artystów, m.in. Andy’ego Warhola, Francisa Bacona, Jeffa Koons. Swoją bogatą kolekcję zwaną „Murderme collection” prezentował w londyńskiej Serpentine Gallery. Dominującym tematem jest oczywiście krew, rozkład i śmierć. Sam artysta podkreśla, że kolekcja jest efektem jego żądzy gromadzenia i posiadania. Można by stwierdzić, że podobną żądzą pałają jego „wyznawcy” kupując niemalże każdą rzecz sygnowaną przez niego.

    Kim tak naprawdę jest Damien Hirst? Genialnym hochsztaplerem? Utalentowanym biznesmenem, który doskonale zna się na mechanizmach rządzących rynkiem sztuki? Kreatywnym artystą? Midasem sztuki współczesnej? Te i inne określenia nie przeczą sobie wzajemnie, skoro sam Hirst nie zaprzecza, że wiele robi dla pieniędzy, czego potwierdzeniem jest jego 200 osobowa załoga, która zajmuje się wyłącznie składaniem, doklejaniem, układaniem i produkcją kolejnych elementów, a nieraz całych „dzieł” artysty i gdyby nie podpis mało kto by był skłonny zapłacić tak wyolbrzymione często sumy za kawałek sznurka z nanizanymi nań plastykowymi tabletkami. Z wypowiedzi samego autora jasno wynika, ile w tym wszystkim jest sztuki: „Czy to jest sztuka? Sam nie wiem”.

    

poniedziałek, 16 stycznia 2012

Artysta jako marka

"For the Love of God" - ludzka czaszka
inkrustowana diamentami autorstwa
Damiena Hirsta

Problem artysty jako marki zmieniał się wraz ze zmianą epok, czego dowodem jest jakże diametralnie odmienne postrzeganie marki przez sztukę współczesną. Patrząc chronologicznie od początku, widać wyraźnie, że już w okresie Renesansu artysta miał swoją markę. W tej epoce, aby zdobyć uznanie i „wyrobić” markę należało być wybitnym, wychodzić ponad przeciętność serwowaną licznie na dworach.
W owym czasie krajem w którym nastąpił rozkwit sztuki, a wraz z nią pojawienie się znanych nazwisk były Włochy, stąd też najbardziej znane postaci: Botticelli Sandro, Rafael Santi, Leonardo da Vinci etc. Charakterystycznym jest, że aby się zapisać w świadomości ludzi nie wystarczyło tworzyć piękne obrazy, freski czy budowle. Należało wykreować w świadomości odbiorcy uczucie i przekonanie o własnym niebywałym talencie, a najlepiej stworzyć nowy styl. Dzięki temu taki artysta miał szansę budować sobie horacjański pomnik „trwalszy niż ze spiżu”.