środa, 28 kwietnia 2021

Psychoterapeuta w Poznaniu.



Poszukuję dobrego psychoterapeuty w Poznanu....




Zdecydowałaś/zdecydowałeś się na terapię? Brawo! Ta decyzja może pomóc odmienić Twoje życie...ale po kolei...pora znaleźć dobrego psychoterapeutę. To nie lada sztuka znaleźć kogoś, kto przypasuje Tobie osobowościowo, społecznie, płciowo. Z terapeutą musi nam trochę "kliknąć". 

Jeśli jesteś gotowa/gotowy na spotkanie to zapraszam...

Jestem psychoterapeutką Gestalt, a także Certyfikowanym Praktykiem Dialogu Motywującego. Ponadto ukończyłam szereg szkoleń z zakresu terapii systemowej, terapii ACT oraz jestem w trakcie studium terapii Par i Małżeństw. Swoją pracę poddaję regularnej superwizji u Certyfikowanego Superwizora.
W swojej nieustannej przygodzie z terapią i rozwoju odbywam terapię własną - to najlepsza droga dla terapeutki, by móc pomagać innym i udzielać wsparcia. 

Jestem członkiem Polskiego Towarzystwa Psychoterapii Gestalt.


Po tej krótkiej prezentacji - zapraszam Cię do siebie - znajdziesz mnie na FB, Instagramie (https://www.instagram.com/terapeutka.gestalt/



https://www.facebook.com/psychoterapeutawpoznaniu

http://psychoterapeutapoznan.com/

A jeśli lubisz czytać o Gestalcie - czym jest/czym nie jest i z czym się je - zapraszam na bloga:https://opsychoterapiigestalt.wordpress.com/

niedziela, 7 października 2012

Marina Abramović

Marina Abramović - artystka obecna. Obecna gdzie? W przestrzeni galerii? Niekoniecznie.

Marina zapewne teraz po nakręceniu o niej filmu, stanie się dla wielu artystką obecną, zgodnie z parafrazą powiedzenia: "nie ma Cię w sieci, mediach to nie istniejesz". A zatem obecność została dobitnie potwierdzona za sprawą wejścia w media.

Perfomance, bo o nim mowa, jest domeną tej artystki. Spotkanie Ulaya w roku 1975 było przełomem. Ich wspólne performance były pełne pasji, pożądania, relacyjne, oscylowały na dwóch krańcach męskość/żeńskość. Najsłynniejszy z nich, The Great Wall, zatytułowany także jako Kochankowie był tragicznym w wydarzeniach tych dwojga ludzi spotkaniem po dwóch stronach muru chińskiego. Jedno szło ze Wschodu, drugie z Zachodu, a spotkali się oboje dopeiro po 90 dniach! Spotkali i ....rozstali. Obrazuje to drogę ludzi do siebie, razem, ale osobno, mieli wspólny cel, pracowali nad nim, by w końcu uznać, że czas aby ich drogi się rozeszły na zawsze.

Odtąd Marina działa na własny rachunek i robi rzeczy niestworzone. Nie podobają mi się jej 'interwencje artystyczne', jak sama o nich mówi. Wystawianie własnego ciała na bezrozumne działanie publiczności, do próby gwałtu włącznie, zadawanie sobie ran itp. 'akty sztuki' wynikają ponoć z trudnego dzieciństwa artystki. Z nieskończonej miłości do przekraczania granic w sztuce.
Ciało, poddawane od 40 lat bolesnym działaniom, które to działania publiczność ogląda z zaciekawieniem/zdziwieniem/obrzydzeniem jest komentarzem do sztuki naszych czasów. Trzeba szokować, za wszelką cenę, nawet za cenę intymności, w końcu wszystko jest na sprzedaż.

Interesujący jest słynny performance, w którym artystka siedzi na krześle wpatrując się w każdego kto siądze naprzeciwko niej. Mijają minuty, godziny, dni. Odwiedza ją mnóstwo zainteresowanych osób, a ona każdemu patrzy prosto w oczy. Reakcje publiczności są różne, jedni próbują ją rozśmieszyć, płaczą, wykonują różne gesty, mówią. Tylko ona siedzi niewzruszona. Na pytanie po co to robi, odpowiada: chcę zrobić jeszcze coś wielkiego w sztuce zanim umrę.

poniedziałek, 28 maja 2012

(nie)Obiegowo o OBIEGU



                                                                                                                www.obieg.pl

Obieg - wydawany przez Centrum Sztuki Współczesnej Zamek Ujazdowski w Warszawie jest czasopismem, które miało swoje wzloty i upadki. Wydawane już w latach osiemdziesiątych ubiegłego wieku, przeżyło renesans w 2004, by rok później zaistnieć w Internecie.

Internetowe wydanie ma bardzo przyjemny i funkcjonalny layout, okraszony sporą dawką informacji zgromadzonych hipertekstowo na jednej stronie. Nowoczesny wygląd, przejrzyste odnośniki i nieustanne update'y czynią z niego całkiem udaną kompozycję. Estetów razić będzie prawy skyscraper z dynamicznie wyświetlanymi reklamami, jednakże nie samym słowem pismo żyje i z czegoś utrzymywać się musi.

Dla spragnionych nowości w krótkiej formie mamy podaje daty i tytuły najważniejszych wydarzeń z rynku artystycznego, poniżej odnośniki do naprawdę interesujących blogów znanych postaci ze świata sztuki oraz zakładkę Linki, w której błyskawicznie znajdziemy adresy najważniejszych galerii itp.

"Artmix" - jako godna polecenia odnoga Obiegu, traktująca o najnowszych wydarzeniach ze świata sztuki naprawdę współczesnej, a w niej m.in. recenzje książek. Szczególnie polecam najnowszą recenzję książki Moniki Bakke "Bio-transfiguracje. Sztuka i estetyka posthumanizmu, Wydawnictwo Naukowe UAM, Poznań 2010". Komu będzie mało, ten może poczytać obszerną relację z berlińskiego Biennale oraz zajrzeć na facebookowego fanpejdża, na którym pojawiają się zajawki materiałów publikowanych na stronie internetowej.


środa, 11 kwietnia 2012

Czwarty stan skupienia wody i metainterfejsy.

"Czwarty stan skupienia wody - od mikro do makro" - to tytuł wystawy mającej swój wernisaż 2 marca 2012 roku w Toruniu. Miałam przyjemność uczestniczenia w tym wydarzeniu osobiście.


Wystawa przygląda się zagadnieniu wody i temu wszystkiemu co jest z nią związane i przy tym blisko spokrewnione nauce. Artystka Victoria Vesna, na co dzień mieszkająca w USA - zakłada międzynarodową współpracę pomiędzy artystami i naukowcami, co owocuje prezentacją idei, prac, spostrzezeń i wniosków umieszczonych w przestrzeni ekspozycyjnej.

Co ciekawe, wystawie towarzyszy internetowa platforma redagowana przez Lindę Weintraub, znajdziemy tam inspirujący esej Filipa Balla - ten sam, który zaprzątnął myśli kuratorki wystawy.

METAINTERFEJS - to hasło współpracy, opartej na wymianie i dialogu, poprzez stworzenie społecznej sieci składającej się z wymieszanych ze sobą: artystów, teoretyków, kuratorów, intelektualistów czy dziennikarzy.
Wracając do głównego tematu wystawy - woda- i jej czwarty stan skupienia, to nie figura stylistyczna, lecz specyficzny płynny stan krystaliczny, w którym posiada ona ładunek magnetyczny, który może być podstawą komunikacji molekularnej. To zdecydowanie zmienia nasz sposób myślenia o świecie i zjawiskach, a co znamienne ma wpływ na nanotechnologię i neurobiologię.
Autorzy podkreślają, że celem projektu jest "podniesienie świadomości i uwrażliwienie opinii publicznej na problemy, które odnoszą się do nas wszystkich".

Mnie przekonuje choćby instalacja Jezioro Orumiye Many Salehi. Eksperyment artystki polegajacy na wykorzystaniu płaszczyzny cieczy jako nośnika obrazowego, co daje niesamowity, wirtualny, tworzący się w umyśle widza widok.

                                                           Mana Salehi, Lake Orumiyeh

wtorek, 28 lutego 2012

Obrazy jako przedmioty. Konsekwencje, formy oddziaływania materialności obrazu.



                                                                                                                                                     źródło własne


Wzrok, jako jeden z najważniejszych zmysłów, został uczyniony w ponowoczesności swoistym paradygmatem epistemologicznym Zachodu. Parafrazując ostatnią tezę Traktatu logiczno – filozoficznego L. Wittgensteina, można rzec, że „ Czego się nie da zobaczyć, to to nie istnieje, i w związku z tym nie można o tym nic powiedzieć”[1]. Kultura, która wzrokocentryzm postawiła na piedestale, jest kulturą, przywołując stwierdzenie S. Sontag „ludzi opatrzonych”. Jak sugeruje prof. R. Drozdowski, ma ona silne oddziaływanie wzorcotwórcze poprzez fakt, iż jest przekonująca i perswazyjna zarazem: „Jest ona podstawowym instrumentem służącym kreowaniu i legitymizowaniu konsumpcji”[2]. Konsumpcja zaś, staje się głównym medium sprawowania władzy oraz najważniejszym narzędziem do reprodukcji określonych porządków społecznych[3]. Zatem podstawową funkcją obrazu jest bycie nośnikiem informacji o rzeczywistości, udowadnianie nam, że coś istnieje, przenoszenie informacji o obecności. Przy czym milcząco zakłada się, że obrazy informują nas także o tym, czego nieuzbrojonym okiem nie da się zobaczyć, przykładem są zdjęcia USG, zdjęcia powiększonych mikrobów, a także fotografie przedstawiające procesy niedostrzegalne, ze względu na prędkość z jaką się wydarzają[4]. Te i wiele innych możliwości zawierających się w obrazach ukazują dość ironiczny dla nauki fakt, iż właściwe przyczyny zjawisk są dla nas niewidoczne, a mimo tego, nauka jawi się dzisiaj jako ostateczna instancja eksplikująca nam rzeczywistość taką, jaka jest. Stąd popularność abstrakcyjnych systemów, wśród których dominują systemy eksperckie, doprowadzające niekiedy do sytuacji w której jednostka nie jest w stanie kontrolować rzeczywistości bez pomocy ekspertów, którzy będą, jak trafnie ujął to Z. Bauman, nie prawodawcami, ale tłumaczami rzeczywistości. Obraz jest także przedmiotem, mimo rzucającej się w oczy jego pierwotnej funkcji reprezentowania, odsyłania do czegoś. Skupiając się tylko na niej, ponosimy ryzyko przejścia od zasady reprezentacji do zasady symulacji. Jest to kres wyobrażenia, kres możliwości tworzenia złudzenia, iluzji, gdyż zanikła różnica i dystans.  Kolejne stadia  przeobrażeń obrazu wyglądałyby zatem następująco:
  • obraz stanowi odzwierciedlenia głębokiej rzeczywistości
  • obraz skrywa i wypacza głęboką rzeczywistość
  • obraz skrywa nieobecność głębokiej rzeczywistości
  • obraz pozostaje bez związku z jakąkolwiek rzeczywistością: jest czystym symulakrem samego siebie (kopią bez oryginału, znakiem bez odniesienia)[5]
Szczęśliwie wizja J. Baudrillarda nie jest w pełni urzeczywistniona, skoro obrazy możemy postrzegać jako przedmioty c.d.n/


[1] Oryginalnie teza brzmi: „O czym nie można nic powiedzieć, o tym trzeba milczeć”, zob. L. Wittgenstein, Traktat logiczno – filozoficzny, BKF, Wydawnictwo PWN, Warszawa 2006, s. 83
[2] R. Drozdowski, Obraza na obrazy. Strategie społecznego oporu wobec obrazów dominujących, Wydawnictwo Naukowe UAM, Poznań 2006, s. 8
[3] M. Krajewski, Konsumpcja i współczesność. O pewnej perspektywie rozumienia świata społecznego, Kultura i społeczeństwo 1997, nr 3.
[4] Mam na myśli zdjęcia pocisku przeszywającego jakieś obiekty, spadanie kropli wody etc.
[5] J. Baudrillard: Symulakry i symulacja , Warszawa 2005, s. 11-12

niedziela, 5 lutego 2012

Complete spot paintings - czyli wojna o KROPKI?


                                                                                                Fot. FINBARR O'REILLY REUTERS



Complete spot paintings - czyli wojna o KROPKI?

Tytułowa wystawa składająca się z przeszło 1,4 tysiąca zakropkowanych obrazów, to kolejne dzieło Hirsta, który jak widać nie próżnuje.
Problem, który zrodziła kontrowersyjna – bo tak nazywają ją krytycy z całego świata (m.in. Los Angeles TIMES) wystawa zaczął się już w latach osiemdziesiątych ubiegłego wieku. To właśnie wówczas rozpoczęła się praca Damiena nad kropkami. Pod adresem autora padają liczne zarzuty. Przywołajmy kilka z nich:

- kropki nie są malowane samodzielnie przez autora wystawy -  Daily Mail wysunął na czoło to oskarżenie pragnąc jednocześnie zwrócić uwagę na szerszą skalę zjawiska odtwarzania dzieł w postaci masowej produkcji. Nawiązując przy tym do legendarnego już studia-fabryki w Londynie, gdzie powstają dzieła Hirsta.  The Washington Post zripostował wypowiedzi zawarte w Daily Mail przywołując malarstwo Rafaela i jego zastępy pomocników. 

- kropki są wtórne – wiele z tego, co dziś obserwujemy w sztuce współczesnej „już było”. Podobnie w muzyce czy literaturze, ale to nie jest powód by nagle wszyscy przestali tworzyć, albo zaczęli się meczyć przez lata, próbując stworzyć coś czego jeszcze nie było – również wtedy może się okazać, że podobna idea zaprzątała umysły artystyczne już wieki temu. Sztuka ewoluuje, przechodzi transformacje, jest wpisana często w klimat i nastoje społeczne i jako taka powinna być rozpatrywana.  Oponenci Hirsta przywołują na myśl abstrakcjonistów z ich „kropkami”. Nie ma to dla mnie większego znaczenia.

- z kropek ‘wyziera pustka’ -  kropki są uniwersalne, ktoś powiedział, że nadają się do wieszania w biurze, czy poczekalni, gdzie musimy na czymś zawiesić wzrok, jednak nie przykują naszej uwagi dłużej niż na dwie minuty. Hirst odpowiada, że właśnie o to w nich chodzi. O uniwersalność przekazu „kropkowego”. 

Są jak wizualne esperanto, które w różnych krajach świata tłumaczy widzom pustkę, powtarzalność i płytkość naszej cywilizacji, która cierpi na zanik indywidualizmu - przekonuje Christopher Knight z LA Times.


Kolejne zarzuty dotyczyły m.in.  psucia rynku sztuki,  podejrzenia o snobizm kupców itp.
Wszystkie można podsumować tym, że i tym razem ludzie głosują nogami – czego dowodem są ogromne kolejki w 11 światowych galeriach Gagosian na świecie.

czwartek, 19 stycznia 2012

For the love of God!

                                                 D.Hirst, The Physical Impossibility of Death in the Mind of Someone Living

        Na kolejnych wystawach Damien Hirst prezentował powiększone pod mikroskopem komórki nowotworowe oraz zestawy narzędzi chirurgicznych. Świetnie też sprzedał się cykl z kolorowymi tabletkami w gablotach. Zatem doskonale wpasował się w ponowoczesną kulturę z jej obsesyjnym nadużywaniem parafarmaceutyków i środków nasennych. Przerobiwszy swoją instalację z tabletek na bransoletki, uczynił z nich towar, który sprzedaje w swoim sklepie w Londynie. Inna jego praca przedstawiała setki much w szklanej skrzyni, ich krótki żywot, a następnie rozkład. Hirst sięgając po elementy turpistyczne z chirurgiczną precyzją celował w odbiorców swoimi dziełami. Doskonale przemyślane instalacje, nieustanne odwoływanie się do śmierci, rozkładu, brzydoty i procesów fizjologicznych okazało się strzałem w dziesiątkę. O takich pracach się mówi, a jak powszechnie wiadomo, „nieważne jak mówią, ważne byleby mówili”. Jak widać Hirst wziął sobie tę radę do serca, a raczej rozumu.

Medialny rozgłos Hirsta docenili specjaliści z art – bankingu, na co dzień zajmujący się profesjonalnym doradztwem w zakresie kolekcjonowania dzieł sztuki. W Polsce dyrektorem najprężniej rozwijającej się firmy z zakresu art – bankingu jest Krzysztof Maruszewski, który mówiąc o londyńskiej aukcji Hirsta, stwierdza: Jest to jedna z najciekawszych aukcji jakie można było obserwować w ostatnich latach, gdyż w dużej części stanowiła ona test strategii artystycznej Hirsta, który sprzedaż sztuki podpisanej własnym nazwiskiem potraktował jako szeroki artystowski gest, biorąc w nawias intencje kupujących i sam proces handlu sztuką. Podobnie jak wiele lat temu Andy Warhol, pokazał że sztuka nie do końca poddaje się prawom podaży i popytu ale z nich potrafi uczynić swoje tworzywo . Mowa o licytacji całej wystawy, zatytułowanej „Piękno w mojej głowie na zawsze”, która odbyła się 16 września 2008 roku.  Na dwudniowej licytacji pod młotek poszły 223 nowe dzieła artysty Damiena Hirsta. Pierwszy dzień przyniósł 80 milionów euro. W połowie drugiego dnia przychód osiągnął sumę 118,8 milionów euroi zakończył się niebotyczną kwotą 140 milionów euro. Prezentowane na aukcji były całe serie wypchanych zwierząt, szkielety wysadzane diamentami (zarówno sztucznymi jak i prawdziwymi), a najwyższą cenę uzyskał eksponat „Złoty cielec” – zatopiony w formalnie sprzedał się za ponad 10 mln funtów. Cała licytacja zakończona została słowami artysty:
„I think the market is bigger than anyone knows, I love art and this proves I'm not alone and the future looks great for everyone“.
Najdroższym dziełem w dziejach historii sztuki była słynna czaszka wysadzana diamentami. Została sprzedana za około 100 mln dolarów. Artysta  przez półtora roku systematycznie skupował u jubilerów tysiące szlachetnych kamieni potrzebnych do ukończenia rzeźby. Zużył na nią ponad 8600 diamentów. Swoją pracę zatytułował "Na miłość boską" ("For the Love of God"), przytaczając fragment rozmowy ze swoją matką i jej pytanie po jednej z jego wystaw: „Na miłość boską, co zrobisz następnym razem?!”. Inspiracją dla Hirsta był jeden z eksponatów londyńskiego British Museum - aztecka czaszka inkrustowanej turkusami. Wszystkie kamienie, którymi wysadzono czaszkę, maja razem 1106 karatów. Jej ozdobą jest unikalny 52-karatowy różowy diament. Sam Hirst chlubi się tym, że diamenty znajdowały się nawet w nosie. Żeby zobaczyć ten eksponat tłumy ludzi ustawiały się w kolejkach do prywatnej londyńskiej galerii White Cube. Sama czaszka podzieliła krytyków stąd przeciwne komentarze: "przenikliwe połączenie problematyki funeralnej z mechanizmami współczesnej kultury", po: "kpina i bezczelność". Rekordowa cena dzieła sprawiła, że Hirst był tematem nr 1 dla mediów, nawet tabloidów. W prestiżowym dorocznym rankingu „Art. Review” na najbardziej wpływową postać światowego rynku sztuki, Damien Hirst bezapelacyjnie zajął pierwsze miejsce. Pojawiły się spekulacje, że czaszka zostanie wpisana do księgi rekordów Guinnessa – co tylko potwierdza teorię, jakoby sam artysta uprawiał sport, a nie sztukę.

Na rodzimym gruncie problematykę utowarowienia sztuki przedstawił Peter Fuss znany ze swoich, często wywołujących dyskusje, prac. Celem uświadomienia, że prace Hirsta są przeszacowane, stworzył własną kopię słynnej czaszki, tytułując ją ironicznie „For the laugh of God” i usuwając z niej jeden ząb, co oczywiście bardzo rzuca się w oczy. Całość została wykonana z cyrkonii, co znacznie obniżyło cenę dzieła. Jak się okazało – sprzedały się wszystkie kopie i tym samym Fuss po raz kolejny udowodnił, że sztuka może kpić ze sztuki. Bo czym tak naprawdę różnią się obie czaszki wykonane przez Hirsta i Fussa? Nie chodzi o materiał z którego została wykonana, ale o renomę i zasięg nazwiska jej autora. Dochodzi do potwierdzenia Baudrillardowskiej tezy o tym, że „stajemy się biernymi ekranami dla chaosu wrażeń”. Przedmiotem krytyki stał się rynek sztuki pokazany jako świetne miejsce do stosowania rozmaitych manipulacji.

Jednakże nie wszyscy uwielbiają Hirsta, czego dowodem mają być protesty stuckistów, którzy swój ruch tworzą w opozycji do konceptualnej sztuki Hirsta,  czy innych artystów wywodzących się z ruchu YBA. - To oczywiste, że świat sztuki kompletnie zwariował, jeśli kupuje się prace Hirsta za takie pieniądze - mówi jeden ze współzałożycieli ruchu Charles Thomson . Sam autor jest z siebie zadowolony, nie umyka nam fakt, że prócz ogromnych pieniędzy i rozgłosu, udało mu się stworzyć dzieło łączące przeciwieństwa – kicz oraz wyjątkowość. Istnieje tylko niewielka liczba osób na Ziemi, mogąca sobie pozwolić na kupno tegoż eksponatu. Z drugiej strony samo dzieło ma wymiar uniwersalny, czaszka jest co prawda pokryta diamentami, jednakże pod nimi znajduje się prawdziwa ludzka czaszka, należąca jak twierdzi Hirst do człowieka z XVII wieku, z pochodzenia Europejczyka.

 Londyński sklep funkcjonuje pod szyldem Other Criteria, podobnie jak cała firma. Wewnątrz można nabyć pocztówki, T-shirty, tapety i plakaty z pracami Hirsta. Dodatkową atrakcją jest „Happy Head” – plastikowa replika słynnej czaszki, którą można kupić za 25 tysięcy dolarów, cztery sprzedane czaszki stanowią równowartość rocznego czynszu za sklep. Co nieco zaskakuje, sam artysta postanowił promować swoich młodszych kolegów po fachu i umożliwił im sprzedaż własnych prac w jego sklepie. Do grona szczęśliwców zaliczają się między innymi: Thomasa Scheibitz, Matt Collishaw oraz Michael Joo. Obok sklepu funkcjonowała restauracja o nazwie „Apteka”. Wszystkie te działania mają na celu ukazanie głębokości utowarowienia sztuki i tym samym artysty.

       Kolejnym posunięciem handlowym Hirsta była kolekcja jeansów zaprojektowana specjalnie dla firmy Levi’s. Sam Hirst zgłosił się do Levis’a zainteresowany linią Warhol Factory X Levi's, proponując stworzenie własnej linii sygnowanej nazwiskiem. Sama kolekcja jak wynika ze strony firmy kolekcja jest „inspirowana kluczowymi tematami dorobku artystycznego Damiena Hirsta”.   W całej kolekcji logo Levi’s eksponowane jest w formie wielobarwnych kropek przypominających witraże. Najlepszą rekomendacją zachęcającą do zakupu są cytowane słowa Hirsta opisujące sytuację, w której ten chcąc podpisać komuś zaprojektowany przez siebie T-shirt, dostał odpowiedź negatywną, bowiem ten ktoś nie uwierzył, że stoi przed nim sam Damien Hirst – wobec czego podpis złożony na tej koszulce byłby swego rodzaju profanacją.
To nie koniec dotychczasowych działań kreatywnego artysty, bowiem pod koniec 2008 roku ukazało się video zespołu The Hours, którego autorem jest właśnie Damien Hirst. W połowie clipu prezentowane są rozpłatane ciała zwierząt, przymocowane do ściany na wzór Jezusa przybitego do krzyża. Fragment ten, chociaż obrazoburczy, jest kolejnym potwierdzeniem strategii Damiena Hirsta, czyli jak najwięcej szokować, zdobywając tym samym jak najszerszy rozgłos.
Sam Hirst, już jako multimilioner, kolekcjonuje dzieła innych znanych artystów, m.in. Andy’ego Warhola, Francisa Bacona, Jeffa Koons. Swoją bogatą kolekcję zwaną „Murderme collection” prezentował w londyńskiej Serpentine Gallery. Dominującym tematem jest oczywiście krew, rozkład i śmierć. Sam artysta podkreśla, że kolekcja jest efektem jego żądzy gromadzenia i posiadania. Można by stwierdzić, że podobną żądzą pałają jego „wyznawcy” kupując niemalże każdą rzecz sygnowaną przez niego.

    Kim tak naprawdę jest Damien Hirst? Genialnym hochsztaplerem? Utalentowanym biznesmenem, który doskonale zna się na mechanizmach rządzących rynkiem sztuki? Kreatywnym artystą? Midasem sztuki współczesnej? Te i inne określenia nie przeczą sobie wzajemnie, skoro sam Hirst nie zaprzecza, że wiele robi dla pieniędzy, czego potwierdzeniem jest jego 200 osobowa załoga, która zajmuje się wyłącznie składaniem, doklejaniem, układaniem i produkcją kolejnych elementów, a nieraz całych „dzieł” artysty i gdyby nie podpis mało kto by był skłonny zapłacić tak wyolbrzymione często sumy za kawałek sznurka z nanizanymi nań plastykowymi tabletkami. Z wypowiedzi samego autora jasno wynika, ile w tym wszystkim jest sztuki: „Czy to jest sztuka? Sam nie wiem”.