źródło własne
Wzrok, jako jeden z najważniejszych zmysłów, został
uczyniony w ponowoczesności swoistym paradygmatem epistemologicznym Zachodu. Parafrazując
ostatnią tezę Traktatu logiczno – filozoficznego L. Wittgensteina, można rzec,
że „ Czego się nie da zobaczyć, to to nie istnieje, i w związku z tym nie można o tym nic powiedzieć”[1].
Kultura, która wzrokocentryzm postawiła na piedestale, jest kulturą,
przywołując stwierdzenie S. Sontag „ludzi opatrzonych”. Jak sugeruje prof. R.
Drozdowski, ma ona silne oddziaływanie wzorcotwórcze poprzez fakt, iż jest
przekonująca i perswazyjna zarazem: „Jest ona podstawowym instrumentem służącym
kreowaniu i legitymizowaniu konsumpcji”[2].
Konsumpcja zaś, staje się głównym medium sprawowania władzy oraz najważniejszym
narzędziem do reprodukcji określonych porządków społecznych[3]. Zatem podstawową funkcją obrazu jest bycie nośnikiem informacji o
rzeczywistości, udowadnianie nam, że coś istnieje, przenoszenie informacji o
obecności. Przy czym milcząco zakłada się, że obrazy informują nas także o tym,
czego nieuzbrojonym okiem nie da się zobaczyć, przykładem są zdjęcia USG,
zdjęcia powiększonych mikrobów, a także fotografie przedstawiające procesy niedostrzegalne, ze względu na
prędkość z jaką się wydarzają[4].
Te i wiele innych możliwości zawierających się w obrazach ukazują dość ironiczny
dla nauki fakt, iż właściwe przyczyny zjawisk są dla nas niewidoczne, a mimo
tego, nauka jawi się dzisiaj jako ostateczna instancja eksplikująca nam
rzeczywistość taką, jaka jest. Stąd popularność abstrakcyjnych systemów, wśród
których dominują systemy eksperckie, doprowadzające niekiedy do sytuacji w
której jednostka nie jest w stanie kontrolować rzeczywistości bez pomocy
ekspertów, którzy będą, jak trafnie ujął to Z. Bauman, nie prawodawcami, ale
tłumaczami rzeczywistości. Obraz jest także przedmiotem, mimo rzucającej się w
oczy jego pierwotnej funkcji reprezentowania, odsyłania do czegoś. Skupiając
się tylko na niej, ponosimy ryzyko przejścia od zasady reprezentacji do zasady
symulacji. Jest to kres wyobrażenia, kres możliwości tworzenia złudzenia, iluzji,
gdyż zanikła różnica i dystans.
Kolejne stadia przeobrażeń obrazu
wyglądałyby zatem następująco:
- obraz stanowi odzwierciedlenia głębokiej rzeczywistości
- obraz skrywa i wypacza głęboką rzeczywistość
- obraz skrywa nieobecność głębokiej rzeczywistości
- obraz pozostaje bez związku z jakąkolwiek rzeczywistością: jest czystym symulakrem samego siebie (kopią bez oryginału, znakiem bez odniesienia)[5]
Szczęśliwie
wizja J. Baudrillarda nie jest w pełni urzeczywistniona, skoro obrazy możemy
postrzegać jako przedmioty c.d.n/
[1]
Oryginalnie teza brzmi: „O czym nie można nic powiedzieć, o tym trzeba
milczeć”, zob. L. Wittgenstein, Traktat logiczno – filozoficzny, BKF,
Wydawnictwo PWN, Warszawa 2006, s. 83
[2]
R. Drozdowski, Obraza na obrazy.
Strategie społecznego oporu wobec obrazów dominujących, Wydawnictwo Naukowe
UAM, Poznań 2006, s. 8
[3]
M. Krajewski, Konsumpcja i współczesność.
O pewnej perspektywie rozumienia świata społecznego, Kultura i
społeczeństwo 1997, nr 3.
[4] Mam
na myśli zdjęcia pocisku przeszywającego jakieś obiekty, spadanie kropli wody
etc.
[5]
J. Baudrillard: Symulakry i symulacja , Warszawa 2005, s. 11-12
kiedyś obrazy byly czymś czysto estetycznym, czymś na co się patrzyło z przyjemnością, dzisiaj są to nie tylko ładne obrazki, ale i rzeczy użyteczne, przedmioty, dokladnie tak jak piszesz, 100% racji
OdpowiedzUsuńWarto się przyjrzeć koncepcji Baudrillarda, ona dość trafnie opisuje miliony obrazów oglądanych codziennie w Internecie, obrazów wirtualnych, pseudorzeczywistych, poprawionych, rozciągniętych.
Usuń